ŹRÓDŁO | THE SOURCE | ||||||||
Cyprian Norwid | tr. Adam Czerniawski (from Polish) | ||||||||
Kiedy błądziłem w Piekle, o którym nie śpiewam Dlatego, że mi klątwy się pierw w usta kleją, Jak muchy brzydkie, które ze skwarów szaleją - I nie śpiewam dlatego, że nim pocznę, ziewam; Kiedy błądząc przeszedłem kolumnadę-nudów, Dlugą i prostą - tudzież kaprysów-przedsienia I niedogasłych w piasku cmentarz-wielkoludów, Ruszających się sennie pod brukiem z kamienia; Gdy pomierzyłem kroki mymi przedpokoje - Nerwów-głupich, co ciągle przymierzają stroje, A nie są nigdy na czas ubrane weselny! ... - Gdy przestąpiłem nędzy-próg, klamstwa-podwoje I mijalem już zbrodni-labirynt bezczelny, Po-oklejany zewsząd wyrokami prawa - - Znalazlem się na miejscu, gdzie pod stopą lawa Stygła - i szedłem dalej w powietrzu i porze, I świetle, które były rzetelnie bez-Boże! ... - Na podobieństwo lanów zwęglonych wulkanem Lub morza, co zatęchło postępem wstrzymanym, Morza fal, które stojąc, poglądały wzajem, Zadziwione niezwykłym głębi obyczajem Jak Sfinksy - - zaś nad nimi pelikanów nieco Z otwartymi gardłami, co schły od pragnienia, I gwiazd parę czerwonych, które w otchłań lecą, Gasnąc ...
Blada i do niewprawnie wyszytej podobna, Szepnęla mi: "...Jest żródło ..." - a dalej, w parowie, Poczułem coś jak wilgoć.
I obaczylem Męża z rękoma na glowie, Jak kiedy kto przenosi całą swoją silę W stopy własne - - ten deptal modrą Zródła żyłę Jakoby wstęgę, która mu sandał oplotła, Lub szargała się w prochu, gdzie ją stopy wgniotła. Śmiech człowieka był wściekły - wymowa odrębna: Coś - jak tętno za trumną noszonego bębna, Którym wybrzmiewał sarkazm, chrypnąc z nienawiści: "Patrzcie! ... jak Duch-stworzenia obuwie mi czyści! ..." |
When I wandered in Hell which I do not sing Since curses have first glued my lips, Like ugly flies mad from the heat - And also since each time I try - I yawn; When wandering I passed a colonnade of boredom Long and straight - also hallways of whims And a cemetery of giants moving drowsily Beneath cobbled stones and dying in the sands, When my footsteps measured ante-chambers Of silly-nerves which constantly try on clothes And at wedding-time are never ready! ... - When I crossed thresholds of misery and portals of deceit And was now passing insolent labyrinths of crime Plastered everywhere with sentences of the Law, I found myself at a spot where beneath my foot the lava Cooled - so now I walked through air And season and light that were truly God-less! ... - Like wheatfields charred by volcanoes Or seas arrested and stinking, Sea waves standing, gazing at each other, Sphinx-like, Amazed at the strange habit of the deep, - While above, some penguins With open throats, thirst-parched, And a couple of red stars which waning Rush into the void ...
Pale and as if one clumsily embroidered, Whispered to me: '... There is a spring ... ' - and further in a ravine I felt something like dampness.
I perceived a Man with hands on his head - As when one shifts all strength Into one's feet - he was stamping on the Spring's blue vein Which like a ribbon had entwined his sandal Or lay soiled in the dust where his foot had squashed it. The human's laugh was wild - his accent strange: Resembling the drum-beat following a coffin, Echoing with sarcasm, hoarse with hate: 'See! ... How the Creation-Spirit cleans my shoes! ...' |
Trans. Copyright © Adam Czerniawski 2004 - publ. Anvil Press
![]() |